piątek, 3 lipca 2015

Rewolucyjna Alicja nadciąga!

Na dniach ukaże się nowy, rewolucyjny przekład przygód Alicji. Przyznam, że czekam na niego z niecierpliwością od kilku dobrych miesięcy, ale to już tylko kwestia dni. Mowa o tym niezwykłym tomie:

 Lewis Carroll
Perypetie Alicji na Czarytorium
w niewiernym przekładzie Grzegorza Wasowskiego
zawiera prace 21 ilustratorów
Wydawnictwo Wasowscy
Warszawa 2015
ISBN 978-83-934972-1-8


Autorem tego niezwykłego przekładu jest pan Grzegorz Wasowski, który obok licznych zalet posiada i tę, że jest wielkim miłośnikiem Lewisa Carrolla w ogóle, a Alicji w szczególe. Po pierwszym pobieżnym przejrzeniu tekstu stwierdzić muszę, że jest on rewolucyjny (co jest już zresztą widoczne na etapie tytułu) i zawiera wszystkie istotne dla tego dzieła elementy - niepowtarzalny humor, lekkość, nonsens, genialne słowotwórstwo oraz melodyjność (rytm i rym w sekwencjach wierszowanych).

Pyszny ten wolumin kryje (i odkrywa podczas lektury) same przyjemności dla Czytelnika, a dla miłośnika Alicji i Carrolla (do których należy pisząca te słowa) jest to prawdziwa uczta, ba! nawet nie-od-rzeczy podwieczorek. Zawiera bowiem następujące smakołyki (smaku łyki):
  • niepowtarzalnie brawurowy przekład Alice's Adventures in Wonderland autorstwa Grzegorza Wasowskiego,
  • przekłady wszystkich wierszowanych sekwencji (wierszy) z Through the Looking-Glass, and What Alice Found There autorstwa tegoż Grzegorza Wasowskiego,
  •  ilustracje 21 (!) artystów, wśród nich m. in. samego Lewisa Carrolla oraz Arthura Rackhama, Gertrude Kay czy Olivera Herforda,
  • tekst krytyczny dr Ewy Rajewskiej Nonsens pełen sensu – „Jabberwocky” Lewisa Carrolla,
  • poemat Carrolla Jabberwocky oraz teksty wszystkich jego polskich tłumaczeń autorstwa: Macieja Słomczyńskiego, Janusza Korwin Mikkego, Juliusza Wiktora Gomulickiego, Roberta Stillera, Stanisława Barańczaka, Leszka Lachowieckiego, Jolanty Kozak, Antoniego Marianowicza, Katarzyny Dmowskiej, Bogumiły Kaniewskiej, Magdaleny Machay, Tomasza Misiaka i Grzegorza Wasowskiego,
  • reprodukcje fotografii wykonanych przez Lewisa Carrolla.
Bardziej szczegółowa analiza tomu wkrótce!

To pozycja obowiązkowa dla osób zafascynowanych Alicją oraz dla poszukujących swojego ulubionego przekładu Alice's Adventures in Wonderland. Może okaże się, że to właśnie ten?


♠      ♣      ♥       ♦

Warto przypomnieć, że Wydawnictwo Wasowscy wydało (w 2012 roku) także Obławanturę przez Wążarłacza i łowybryki wokół Żreka (The Hunting of the Snark. An Agony in Eight Fits) Lewisa Carrolla w przekładzie Wojciecha Manna i Grzegorza Wasowskiego


Mam nadzieję, że niedługo uda mi się napisać więcej o tej książce.

sobota, 25 kwietnia 2015

Biedronka w błękicie

Książka, którą dziś przedstawię, nie pochodzi, jak moglibyście przypuszczać, z pewnego znanego supermarketu, ale z wydawnictwa Ladybird Books (ladybird to biedronka). Nasza biedronka chyba właśnie odlatuje do nieba po kawałek chleba, ponieważ okładka jest bardzo błękitna:

Alice in Wonderlandby Lewis Carroll
retold by Joan Collinsillustrated by Ester García-Cortéschapter illustrations by Valeria ValenzaLadybird Books, London 2013
Ladybird Classics
Penguin Group
ISBN 978-1-40931-123-2

Książka jest adaptacją testu Carrolla, której autorką jest Joan Collins. W środku znajdziemy ilustracje rozdziałów, których twórczynią jest Valeria Valenza - proste, jednobarwne szkice, takie jak poniższy:


Ta sama rysowniczka przygotowała także wyklejkę okładki (niektóre elementy z ilustracji rozdziałów powtarzają się na wyklejce):


Natomiast barwne ilustracje wykonała Ester García-Cortés. Jej prace są klasyczne, spokojne i skierowane do dzieci w młodszym wieku szkolnym - kilka przykładów poniżej:





Alicja spada, dostojnie i z godnością, nogami w dół, ma bluzkę w ciekawym kolorze i interesujące są przedmioty dokoła niej oraz jaskółka;
















kałuża łez i zwierzęta, które zaraz wezmą udział w wyścigu - znaczna część tej grupy została odziana w jakieś eleganckie elementy ubioru, dodo ma laseczkę, dominują kolory ziemi i spokojny błękit, mało czerwieni;





spokojna turkusowa Księżna, kucharka w czerwieniach i malinowych odcieniach, które może mają wskazywać jej burzliwy temperament, dziecko nieco arabskie w turbanie na głowie;



















Kot z Cheshire z kokardą i Alicja;












Szalona Herbatka - ciekawe jest ciastko w kształcie lisa, różnego rozmiaru filiżanki na pierwszym planie oraz motywy karciane na zastawie;








Suseł doczekał się portretu, przez innych ilustratorów bywa traktowany marginalnie, a przecież zna kilka opowieści i potrafi mówić przez sen :-);










dłoń Alicji obracającej przewróconą jaszczurkę Billa podczas procesu; Bill odziany w stylu eleganckiego cwaniaka.

Piękne ilustracje. Książkę sprezentowali mi Pyś i Ryś. Słodkie podziękowania dla Was, kochani :-)

sobota, 14 marca 2015

Mad Tea Party

Zwariowałam do reszty, ponieważ wymyśliłam babską imprezę w stylu Szalonej Herbatki i wzięłam na siebie (prawie) całą organizację tejże (znaczna część jedzenia, wystrój, przygotowanie stołu, sprzątanie apartamentów ;-) oraz przebranie własne tudzież część rozrywkową). Uczestniczki miały się tylko przebrać. Nie wszystko udało mi się zapiąć na ostatni guzik (brak czasu i mocy przerobowych), ale - pochlebiam sobie - wyszło nieźle. 

Bardzo pięknym rezultatem tego przedsięwzięcia (poza ćwiczeniem mięśni brzucha i mimicznych - efekt rozmów 12 kobiet oraz części rozrywkowej) - są dwie przepiękne kartki nawiązujące do Alicji w Krainie Czarów, które dostałam w prezencie od dwóch kobitek: Zielonookiej oraz Gładkolicej. Zdjęcia kartek poniżej:

Karteczka od Zielonookiej jej produkcji

Zdjęcie nie oddaje jej piękna (mam nieszczególny aparat). Kartka zawiera wizerunki 3 postaci z książki: Białego Królika, Kapelusznika oraz Alicji (w kapeluszu!), widzimy także białe różne przemalowane na czerwone, dwa zegary (jeden zasłonięty wstążką). Piękny dobór wiktoriańskich sepiowych kolorów oraz tła - tapety czarnej w sepiowe wzory kwiatowe. Dziękuję pięknie! :-*
Nawiasem mówiąc Zielonooka wygrała także konkurs na przebranie - Kapelusznik jak żywy! Prosto z filmu Tima Burtona :-)

Zainteresowanych pracami Zielonookiej (piękne! sprawdźcie sami, jaka to zdolna i kreatywna osóbka) zapraszam na jej stronę.


Druga kartka - od Gładkolicej, produkcji Zyty. Pudełko i wszystkie elementy wykonane przez Zytę:


Kartka w pudełku; na wieczku napis "Otwórz mnie"; w środku pudełka szachownica i imię
po rozłożeniu widoczna część harmonijkowa z życzeniami;


kartkę można postawić; ze środka wysywa się karta z przesłaniem, które ciągnie Biały Królik.





 













Kartka piękna, pomysłowa, z przesłaniem i baaaaardzo pracochłonna. Zdjęcie nie oddaje jej uroku. Kartka komponuje się w ciekawą całość z drugą, którą otrzymała druga organizatorka Herbatki. Dziękuję pięknie i Gładkolicej, i Zycie. Zainteresowanych autorką i wykonawczynią kartki zapraszam na jej stronę.

PS Na pierwszym i drugim zdjęciu w tle widoczne książki, które czekają na przedstawienie. Potraktujcie to jako zapowiedź :-)

sobota, 3 stycznia 2015

Alicja wielkiego formatu

Zbierałam się od kilku dobrych miesięcy, by oficjalnie powitać w mych zbiorach nową "Alicję". Jako wymówka służyły mi różne okoliczności obiektywne - nie mam Netu w domu, nie mam głowy (hmm, to raczej subiektywna wymówka, choć niektórzy stwierdziliby zapewne, że niekoniecznie), nie mam czasu (faktycznie nie mam, bo któż może Go posiąść? poza tym, jak wiemy od Kapelusznika, nie znosi On, jak się Go marnotrawi tudzież bije) ani atłasu (czyli luksusu). Zatem - z Nowym Rokiem nowym postem. I oby tak dalej.
Panie, Panowie - Alicja:


 
Alicja w Krainie Czarów
(Alice in Wonderland)
na motywach powieści Lewisa Carrolla
adaptacja tekstu Giada Francia
ilustracje Manuela Adreani
tłumaczenie Lucyna Stetkiewicz
Wydawnictwo Olesiejuk, Ożarów Mazowiecki 2014
ISBN 978-83-274-1326-0



Powyższa "Alicja w Krainie Czarów" to zdecydowanie dzieło wielkiego formatu: dosłownie (książka ma wymiary 36,8 cm x 29,4 cm i jest największym woluminem przy zamkniętych okładkach w moich zbiorach wszelkich; przy otwartych okładkach bije to dzieło na głowę inna książka z mojej biblioteczki, która ma kilka metrów, ale o tym kiedy indziej) oraz w przenośni (ambitna w różnych obszarach).

Na uwagę zasługują na pewno przepiękne ilustracje i oprawa graficzna książki: ilustracje stworzyła włoska artystka Giada Francia. Oprócz piękna, rozmachu i wymiaru prac (niektóre zajmują dwie strony bez tekstu, dzięki czemu książka przypomina album z reprodukcjami malarskimi) dzieło zachwyca ich starannością wykonania, klimatem oraz wnikliwą analizą epoki wiktoriańskiej w jej wymiarze graficznym, jaką przeprowadziła ilustratorka, co doskonale widać w jej pracach:



Alicja i Biały Królik;

spadanie (ciekawe ściany - wbrew temu, co w tekście, brak tu półek, za to tapeta? tkanina? oraz kartki);




pływanie w kałuży łez - obok teksty w kształcie łzy;



ogon Myszy - 3 zakręty;



Gąsienica - pani mimo wyraźnych wąsów;



szalona herbatka - Marcowy Zając i Szalony Kapelusznik (ciekawy pomysł na kapelusz);


Niby-Żółw.


Ilustratorka odziała wszystkie zwierzęta (czyżby aluzja do pruderyjności czasów wiktoriańskich?), wymyśliła ciekawe połączenie kapelusza i herbatki u Kapelusznika oraz stworzyła ciekawą koncepcję postaci Niby-Żółwia (nawiasem mówiąc - bardzo mi przypomina ubogą japońską wieśniaczkę z jakiegoś animowanego filmu).

Jak widać na zdjęciu 3 i 5 w książce spotkamy bardzo interesujace pomysły typograficzne - ciekawe rozmieszczenie tekstu: łza przy opowieści o kałuży łez oraz tekst w kształcie dymu przy rozmowie Alicji z Gąsienicą. Co jednak ciekawsze: jako że książka jest adaptacją, tekst - choć mało w nim skrótów - zubożono właśnie o oryginalny pomysł z typografią samego Carrolla czyli o fragment z ogonopowieścią Myszy. Poza tym brakuje także opowieści o trzech siostrach w studni oraz wierszy recytowanych przez Alicję a także pieśni śpiewanych przez Niby-Żółwia i Kapelusznika.

Książka jest piękna i zasługuje na uwagę. Dla wielbicieli talentu Manueli Adreani Wydawnictwo Olesiejuk przygotowało także adaptację "Pinokia" z pracami tej ilustratorki - w równie wielkim (i zdecydowanie niekieszonkowym) formacie.

wtorek, 16 września 2014

Spolszczyć angielskie czyli cielę zwane żółwiozwierzem

W poprzednim poście roztkliwiałam się nad słownictwem, teraz zajmę się przekładem - treścią, postaciami itd.

Ale najpierw mała dygresja. Naszła mnie refleksja dotycząca dzieci polskich emigrantów z ostatniego dziesięciolecia czyli dzieciaków urodzonych lub wychowywanych w UK, Irlandii, Kanadzie, Australii i USA. Ciekawa jestem, które z polskich tłumaczeń Alicji najbardziej będzie im się podobać, gdy będą już nieco większe, obyte w kulturze anglosaskiej i w obyczajach epoki wiktoriańskiej? Będą bowiem w komfortowej (w tym wypadku) sytuacji dwujęzyczności i dwukulturowości. Ciekawe które tłumaczenie by wybrały, gdyby zrobić taki eksperyment - czy bardziej spodobałaby się im wierność oryginałowi w przekładzie czy nawiązania do polskiej edukacji i rymowanek dziecięcych?

Wracajmy jednak do naszej Alinki:




Przyznać muszę, że, jak na pierwszy polski przekład, tłumaczka była bardzo pracowita i zaangażowana w pracę nad książką. Mnie oczywiście bardziej zainteresowały niedociągnięcia i odstępstwa, a wśród nich poniższe (wybaczcie mi skłonność do punktów i podpunktów):
  • skróty - zwłaszcza w scenach dłuższych rozmów, np. rozmowa Alinki z kotem, rozmowa z gąsienicą (brak całego fragmentu z recytowaniem wiersza o starym ojcu Williamie) czy skrócenie opowieści susła o trzech siostrach podczas warjackiego podwieczorku; najbardziej jaskrawy przykład znaleźć możemy podczas rozmowy Alinki z gołębiem, gdzie Alinka ni z tego, ni z owego wyznaje, że lubi jajka (ominięto pytanie gołębia);
  •  wiersze (te, których nie pominięto) przełożone zostały w sposób oddający wiktoriańskie oryginały, ale tłumaczka rozminęła się z oryginałem w kwestii ilościowej: np. wiersz o krokodylu liczy sześć wersów zamiast oryginalnych ośmiu, piosenkę kapelusznika o nietoperzu zamieszczono w jednym (połączonym) fragmencie, zamiast - jak w oryginale - rozdzielić ją dialogiem kapelusznika i Alinki;
  • w wierszach zaobserwować można także zmiany jakościowe, np. zamiast nietoperza w wierszu jest latawcze (nawiasem mówiąc świetny pomysł i nawiązanie do okoliczności powstania utworu, o czym w następnym poście) czy trzy małe siostrzyczki mieszkające na dnie źródła (!),
  • inne zmiany: Alinka osiąga dziewięć (zamiast dziesięciu) cali po rozmowie z gołębiem, kadryl z homarami przetłumaczony został jako kontredans (podobnie jest u Marii Morawskiej) czyli popularny taniec angielskiego pochodzenia, który w połowie XIX wieku przekształcił się w kadryla (kadryl jest w oryginale Carrolla i u większości tłumaczy polskich),
  • jednym z fragmentów wyraźnie odbiegających od oryginału jest rozmowa podczas wyścigu, kiedy mysz cytuje dla osuszenia fragmenty z podręcznika historii, w oryginale - historii Anglii, a tutaj mamy nawiązania do historii Polski, pojawiają się bowiem królowie Bolesław Śmiały i Władysław Herman oraz wojewoda Sieciech; kawałek dalej orlątko rzecze do dronta: "Mów po polsku" (w oryginale: "Speak English!").
 Interesującą kwestią są nazwy postaci:
- Alinka (u innych tłumaczy Alicja, zgodnie z oryginałem, tutaj zatem jest to jedyny wyjątek, o ile potraktujemy zdrobnienie Ala (w pierwszych 4 wydaniach z tłumaczeniem Marii Morawskiej) jako formę imienia Alicja,
- biały królik,
- Bibuś (jaszczurka),
- dront (wspomniany w poprzednim poście to nic innego, jak dodo; nazwa dodo używana jest w języku polskim zamiennie z dront dodo),
- gąsienica (rodzaju żeńskiego),
- księżna,
- kucharka,
- kot angorski = kot Angora,
- zając marcowy,
- kapelusznik = Kapelusznik,
- suseł,
- królowa,
- gryf,
- żółwiozwierz
itd.

Jak widać wyżej autorka przekładu konsekwentnie pisze nazwy postaci małą literą (wyjątek: nazwy własne - imiona i miejsce). Kapelusznik pisany wielką literą pojawia się tylko raz i raczej wygląda mi to na błąd redaktora książki. Intryguje mnie skąd wziął się kot angorski (poprawnie: Angora turecka) zamiast kota z Cheshire. Angora turecka wygląda tak:

Źródło zdjęcia: artykuł Angora turecka w Wikipedii

Piękny kot, najczęściej biały. Intrygujące są zwłaszcza oczy, które mogą być dwukolorowe (jak wyżej). Czyżby ta rasa była popularna (modna?) w czasach, gdy żyła tłumaczka?

Inną zagadką jest, wspomniany w tytule poprzedniego posta, dront. Jest to ni mniej, ni więcej dodo, w polskim nazewnictwie zamiennie zwany dront dodo - postać, którą spotykamy w kałuży łez i podczas suszenia się zwierząt i wyścigu. Postać dodo w książce to, nawiasem mówiąc, karykatura samego Lewisa Carrolla (Charlesa Lutwidge'a Dodgsona), który wymawiał swoje prawdziwe nazwisko (Dodgson) jąkając się, stąd podwójne "do".

Ostatnią ciekawą postacią, a raczej jej nazwą, skłaniającą nas do namysłu jest żółwiozwierz. Nazwa postaci sama w sobie ciekawa (w oryginale "Mock Turtle"), ale mnie zafrapował tym razem przypis, który brzmi następująco:

   * "Cielę, tutaj nazwane żółwiozwierzem, ponieważ z główki cielęcia przyrządza się      wykwintna zupa, która ma smak podobny do zupy z żółwia."

Tłumaczka chciała wyjaśnić, a zagmatwała. Martin Garden pisze w The Annotated Alice. Definitive Edition:

    "Zupa z fałszywego żółwia jest imitacją zielonej zupy z żółwia i zazwyczaj przyrządzana jest z cielęciny. To wyjaśnia, dlaczego Tenniel narysował Nibyżółwia z głową, tylnymi kopytami i ogonem cielaka."

Nie wyjaśnia nam natomiast nic przyczyny, dla której Adela S. utożsamiła w przypisie cielę z carrollowskim Nibyżółwiem.

piątek, 12 września 2014

Cudacznie nizki dront i przedewszystkiem zadąsana dzieweczka wypróżniająca flaseczkę

Wreszcie się udało się! Ciąg dalszy właśnie nastąpił. Dziś miałam wolne i skrzętnie korzystając z wolnego czasu i wolnej przestrzeni do myślenia oddałam się z lubością lekturze cudownie odnalezionych "Przygód Alinki w Krainie Cudów" (o książce więcej znajdziecie tutaj):


To była ogromna przyjemność. Nie tylko ze względu na poczucie, że wreszcie spełniam jedno z moich marzeń, ale także dlatego, iż tekst udekorowany jest tym, co pasjami lubię - nieużywanymi już wyrazami oraz archaicznymi formami gramatycznymi znanych i wciąż używanych wyrazów i zwrotów.

Dla większego porządku można je podzielić na (uprzedzam z góry, że nie jestem lingwistą):

1. archaizmy (wyrazy przestarzałe i nieużywane):
  • miarkuj się,
  • mimo (np. przejść mimo kogoś),
  • wodotryski,
  • lilipucie (w znaczeniu: bardzo małe),
  • dzieweczka,
  • poruczyć (czyli powierzyć),
  • kundys (czyli kundel),
  • łakotki (czyli łakocie, słodycze),
  • solenny,
  • wygalantowany,
  • atoli,
  • kamiuszki (czyli kamyczki),
  • poważyć (czyli ośmielić się),
  • uniewinniać się (czyli bronić się, tłumaczyć),
  • wprzód (czyli najpierw),
  • najsamprzód (czyli na samym początku),
  • podcyfrować (czyli podpisać coś swoimi inicjałami),
  • przenoszący (w znaczeniu przekraczający np. jakąś miarę - metr),
  • szyferki (ołówki? rylce? nie wiem, ale tym pisali przysięgli na tabliczkach podczas rozprawy);
2. dawne formy używanych wciąż wyrazów (formy o charakterze obocznym):
  • niezwykłemi,
  • zorjentowawszy się,
  • marmelada,
  • śpuścić,
  • nabytemi,
  • gieograficznej,
  • geografję,
  • Australja,
  • nizki (czyli niski),
  • wązki (czyli wąski),
  • ożywczemi,
  • flaseczka,
  • historja,
  • jej ócz (czyli oczu),
  • blizkość (czyli bliskość),
  • Marja,
  • temi słowy,
  • owemi,
  • kompanji,
  • solennem,
  • idjota,
  • kwestja,
  • z pod (czyli spod),
  • śpiczasta,
  • ponsowy (czyli pąsowy),
  • swęd (czyli swąd),
  • módz (czyli móc),
  • krząkaj (czyli chrząkaj),
  • zwarjowani,
  • talja;
3. inna pisownia łączna i rozdzielna przyimków (w wyrażeniach przyimkowych, przyimkach złożonych itd.):
  • po przez pole,
  • zato,
  • zdala,
  • poczym,
  • przedewszytkiem,
  • wkońcu,
  • zapóźno,
  • zwolna,
  • napróżno,
  • bezwątpienia,
  • napewno,
  • zabardzo,
  • z pod,
  • nawpół,
  • przyczem,
  • zcicha,
4. czasowniki z przedrostkami, nie używane już w tym znaczeniu (lub używane z innymi przedrostkami):
  • poczęła uprzytamniać sobie,
  • zadąsana,
  • nie przenosić (w znaczeniu - nie przekraczać),
  • roztworzyć,
  • upamiętaj się,
  • zapijali herbatę,
  • dokaż (w znaczeniu - pokaż),
  • podcyfrować (podpisać swoimi inicjałami),
5. nieużywane już zwroty:
  • na skręcie drogi,
  • podobną była
  • wypróżniła flaseczkę,
  • z wyrobionym z cukru,
  • została rozczarowaną,
  • wzięła na odwagę,
  • była zrozpaczoną,
  • poczęła uprzytamniać sobie,
  • zadrżała całym ciałem,
  • zapijali herbatę (w znaczeniu - popijali),
  • musnęła okiem zastawę,
i wiele innych.

Tyle w kwestii słownictwa.

A tytułowy dront pojawi się w następnym poście.

środa, 6 sierpnia 2014

Raczkując ekologicznie (czytelniczo) z Alicją

W oczekiwaniu na wolną chwilę, w czasie której zgłębię meandry tekstu odnalezionej "Alinki" (vide: poprzedni post) zapragnęłam pochwalić się prezentem od przyjaciół z drugiego końca Europy czyli Pysia i Rysia. Pamiętacie, jak się zarzekałam, że nie lubię upraszczania i adaptacji oryginalnego tekstu Carrolla? Tym razem zmieniłam zdanie :-), nieco niżej napiszę dlaczego. Patrzcie i zachwycajcie się, jak ja:

Jennifer Adams
Alice in Wonderland
art by Alison Oliver
Gibbs Smith Utah, 2013
ISBN 978-1-4236-2477-6
BabyLit
Little Master Carroll


Książeczka sztywnostronicowa dla najmłodszych czytelników (od lat 0) jest bardzo kolorowa, prosta, acz zabawna, co docenią rodzice i opiekunowie tychże. Stron ma niewiele, bo tylko 22 (szkoda), ale za to jakie!

Takie:


(Alicja wpada do króliczej nory)


i takie:


(Kapelusznik z migającym nietoperzem i filiżanką)


a nawet takie:


(na łyżeczce śpi Suseł, mówiący przez sen "Migaj, migaj, migaj").

i jeszcze kilka innych.
Książeczka jest kwadratowa, wcale niemała, a to jednolite tło widoczne na kolażach wyżej dodałam, by uzupełnić standardowy wymiar kolażowego obrazka (wyjaśniam na wszelki wypadek).

To świetna możliwość rozpoczęcia przygody czytelniczej przez małego książkofila, raczkującego po podłodze i "czytającego" wszystkie gazetki reklamowe, ulotki tudzież nasze dokumenty, które nieopatrznie znalazły się w zasięgu małych, chwytnych rączek :-) A i dla przedszkolaka będzie też świetną lekturą, bo można poćwiczyć słówka albo odkrywać drobne elementy obrazków, np. zauważyliście kontury łyżeczek na tym czerwonym tle powyżej? Pierwsze koty (z Cheshire) za płoty!

Zatem zachwyt mój jest chyba zrozumiały? Ponadto książka nie jest ADAPTACJĄ, ale swobodną wariacją na temat "Alice in Wonderland". W dodatku nikt nie dokonał cięć ani przeróbek tekstu Carrolla, tylko zaproponował własny.

Co ważne książka powstała w sposób ekologiczny - z papieru z recyklingu z certyfikatem FSC lub z papieru z certyfikowanych przez PEFC zasobów lasów odnawialnych.

A jak się Wam podoba? :-)

PS Buziaki i uściski dziękczynne dla Pysia i Rysia za cudowny prezent! :-* :-*

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Odnajdując zaginione

Czy wiecie, jak to jest mieć marzenie? Od jakiegoś czasu miałam takie: pewnego dnia odwiedzam kogoś, kto mieszka w starym rodzinnym domu, odziedziczonym po dziadkach albo pradziadkach. Chodzimy po nim, zaglądamy w różne zakamarki, wreszcie idziemy a strych. Buszujemy w starych skrzyniach, oglądamy stare papierzyska, pożółkłe tomy i nagle wśród nich... zaginiona "Alinka"!

Rzeczywistość okazała się jednak być inna, ale nie mniej baśniowa i zaskakująca.

Odkrycia rzekomo zaginionej książki "Przygody Alinki w krainie cudów", zawierającej pierwszy polski przekład z 1910r. "Alice's Adventures in Wonderland" L. Carrolla dokonała pani doktor Ewa Rajewska, zajmująca się teorią i praktyką przekładu literackiego z języka angielskiego, zaś wydaniami "Alicji" od roku 2000. Właśnie w tymże roku pani dr Ewa znalazła tę książkę w katalogu kartkowym w filii Biblioteki Raczyńskich na podpoznańskim Fabianowie. Pani dr Rajewska opisała to odkrycie w swojej książce "Dwie wiktoriańskie chwile w Troi, trzy strategie translatorskie" (która zasługuje na osobny post). Książka "Przygody Alinki w krainie cudów" znajduje się obecnie w Bibliotece Raczyńskich w samym Poznaniu i jest dostępna dla czytelników (!), oczywiście w archiwum. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się ją zobaczyć.

Wszystko to wiem od samej pani Ewy Rajewskiej, która z dużą życzliwością i sympatią podzieliła się ze mną różnymi informacjami i materiałami, za co w tym miejscu ogromnie dziękuję i pozdrawiam życząc wielu jeszcze tak wspaniałych osiągnięć.

Zaś na całą tę historię naprowadził mnie, jak również skontaktował z panią Ewą, pan Grzegorz Wasowski, zdeklarowany alicjofil, który wraz z małżonką, panią Moniką, prowadzi Wydawnictwo Wasowscy (które też zasługuje na osobny wpis). Dzięki wielkiemu sercu państwa Wasowskich oraz ich słabości (a raczej siły sympatii) do miłośników Alicji i Carrolla otrzymałam kopię "Alinki w krainie cudów"! Ogromne uśmiechy, ukłony i podziękowania!

Obdarowana przez tak fantastyczne osoby, nie mogę nie podzielić się z innymi tymi wspaniałościami.
Zatem od początku:

Ludwik Karrol
Przygody Alinki w krainie cudów,
z 90-go angielskiego wydania spolszczyła Adela S.,
z 38 obrazkami,
Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie, 1910


Z uwagi na to, że tłumaczenie zasługuje na wnikliwą analizę, dziś ograniczę się tylko do ilustracji.

Mamy tu ciekawy przykład podejścia do ilustracji. Przez analogię do tłumaczenia można by powiedzieć, że ilustrator (nieznany, niestety) dokonał "spolszczenia i zaktualizowania" oryginalnych ilustracji sir Johna Tenniela. W efekcie uzyskał ilustracje, które można podzielić na 4 grupy:

  1. przedruki oryginalnych ilustracji Tenniela (poniżej przykład - porównanie ilustracji z "Alinki" i z jednego z wydań polskich z ilustracjami oryginalnymi):

   
    2. ilustracje lekko zmodyfikowane (zmieniona zazwyczaj postać głównej bohaterki, zgodnie z aktualną  modą damską oraz fryzjerską; z lewej strony lub w górnej części ilustracji Alinka):




































Ciekawostką jest to, iż nawet na zmodyfikowanych ilustracjach zostawiono charakterystyczną sygnaturę (splecione inicjały J i T) Johna Tenniela;


3. ilustracje inspirowane oryginalnymi, o zmienionej kompozycji i układzie, a nawet z innymi postaciami:












































4. nowe ilustracje, obrazujące to, czego nie było w oryginalnych:





Alinka biegnie za królikiem,
Alinka w domu Białego Królika,





korowód z Królową.



















A tutaj przykład dodatkowej ilustracji (po prawej), inspirowanej nieco sąsiednią, oryginalną (po lewej) autorstwa Tenniela:



Co ciekawe, ilustracje rozłożone są w książce dość równomiernie  - co kilka stron. Jednak pod koniec książki (przez ostatnie 10 stron) zupełnie ich brak. Ostatnią jest Alicja w sądzie na s. 105.


Zachwycająca lektura i oglądanie!

Ciąg dalszy nastąpi :-)


wtorek, 22 kwietnia 2014

Wiosenne porządki (jednak poświąteczne)

Wiosna, wiosna, ach to ty! Tak pięknie jest na dworze, że aż nieprzyzwoicie jest siedzieć w pomieszczeniu i stukać w klawisze. Jednak jako że lubię zrobić porządek, by potem oddawać się wiosennej lekkości i beztroskiemu hasaniu po łące, dziś kilka takich odkurzanek i korekt.

Dostałam przesympatyczną wiadomość od pana Grzegorza Wasowskiego, który ogromnie życzliwie i z niesłychanym taktem uświadomił mi kilka błędów / niedopowiedzeń w moich wyliczankach polskich wydań obu tomów przygód Alicji. Bardzo dziękuję, jestem wdzięczna i przesyłam ukłony.

A oto uzyskane przeze mnie nowe (lub skorygowane) informacje:
- tłumaczenia wierszy w przekładzie "Alicji po drugiej stronie zwierciadła" Hanny Baltyn są dziełem  Antoniego Marianowicza,
- Wydawnictwo J. Przeworskiego wydało w 1936r. drugi tom przygód Alicji pt  "W zwierciadlanym domu", tekst przełożyła  Janina Zawisza-Krasucka (brakowało u mnie tego wydania i kolejnej tłumaczki),
-  wydawnictwo Lettrex wydało w 1990r. przekładzie Roberta Stillera "Przygody Alicji w Krainie Czarów", a nie -  jak u mnie "Alicję w  Krainie Czarów",
- drugie wydanie Alicji w tłumaczeniu  M. Morawskiej ukazało się w roku 1932 (pominęłam).

Oprócz tego tenże przemiły miłośnik twórczości Carrolla uraczył mnie dwoma jeszcze elektryzującymi wiadomościami na temat "Alicji", ale o tym napiszę już następnym razem :-)

PS Korekty w poprzednich postach już, w związku z powyższym, poczyniłam.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Zadziorna Alicja Edyty

W serii Mistrzowie Słowa (to już trzecia - seria? sezon? komplet?) ukazał się w marcu audiobook


Lewis Carroll
Przygody Alicji w Krainie Czarów
przekład Maciej Słomczyński
czyta Edyta Olszówka
Bellona, Agora  SA, 2014
audiobook, CD w formacie MP3
czas nagrania 3 godz. 12 min.
ISBN 978-83-111-3095-1


W książeczce zamieszczono biogram Edyty Olszówki, wzbogacony fragmentami jej wypowiedzi oraz fotografiami z przedstawień i filmów, w których grała oraz esej o książce Carrolla i samym autorze.

Ciekawostką jest to, że jest to pierwszy audiobook o przygodach Alicji w wykonaniu kobiety. Przyznam, że słuchało mi się bardzo dobrze (oczywiście musiałam coś w tym czasie robić, aby się skupić na treściach słuchowych) z uwagi na kobietę mówiącą kwestie dziewczynki (wreszcie). Choć nie wszystkie fragmenty budziły moje pełne uznanie (niektóre kwestie inaczej bym zaakcentowała), to dzięki Olszówce Alicja zyskała charakter, stała się zadziorna i na pewno nie można o niej powiedzieć, że jest dziecinna (co było zarzutem w innych audiobookach). 

Polecam gorąco, zwłaszcza miłośnikom książek w tej formie oraz jako sposób zainteresowania postacią Alicji starszych dzieci.

Mój egzemplarz - jak widać na załączonym obrazku (a raczej fotografii) - ma charakterystyczną wadę wydawniczą w postaci źle sklejonej okładki, czego nie było widać, gdy audiobook był opakowany w folię.. Przyznaję ze smutkiem, że próbowałam ją wymienić, ale pracownicy pewnego salonu prasowego mamiąc mnie obietnicą rychlej wymiany odsyłali od jednego do drugiego, aż wreszcie po kilku tygodniach takich manipulacji dałam sobie spokój. Jest to tym bardziej przykre, że była to ewidentna "wada fabryczna" i jako taka podlega wymianie.

Teraz  przekonałam już samą siebie, że mój egzemplarz będzie dzięki temu unikalny :-)

PS Jeszcze przed Świętami w ramach wiosennych porządków pojawi się kilka sprostowań oraz emocjonujących wieści.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Ciasteczkowa Alicja w krainie zegarów

Nabytek z końca poprzedniego roku to znów skrócona wersja opowieści o Alicji:


Alicja w Krainie Czarów. Opowiadanie się toczy
tłumaczenie: Joanna Wieczór
Book House, 2008
ISBN 978-83-76120-53-9

Wydawca zapewnia, że świetnie nadaje się do samodzielnego czytania, a uproszczony tekst pozwoli poznać bohaterów najsłynniejszych bajek. Atrakcją jest obrotowe około, pozwalające wybrać odpowiedni obrazek do danej strony. W tej samej serii ukazały się również "Pinokio", "Trzy świnki", "Brzydkie kaczątko".

Książka ma niestandardowy format dużego kwadratu (czego nie oddaje zdjęcie) i jest sztywnostronicowa. Ubranie Alicji nie nawiązuje do stroju wiktoriańskiego, przypomina raczej lata 50-te XX wieku. Treść jest bardzo okrojona, co nie dziwi przy założeniach wydawcy. Dziwią natomiast znaczne zmiany w treści:
- Alicja jest sama i czyta książkę (w oryginalnym nieskróconym tekście książkę czytała siostra Alicji, a dziewczynkę ona znudziła, bo nie było tam ilustracji i konwersacji);
- wpadając do króliczej nory dziewczynka spada w towarzystwie zegarów (ciekawe dlaczego, czyżby symbol cofania się w przeszłość lub w podświadomość zbiorową?);
- w norze stoi półmisek pełen ciasteczek (w oryginale było jedno ciastko i butelka z napojem, ponadto było wiadomo, czemu one służą, bo Alicja chciała przejść przez maleńkie drzwi do ogrodu zatem musiała zmniejszyć się, a potem zwiększyć, bo zapomniała klucza ze stolika);
- od razu po zjedzeniu ciastka Alicja znajduje się w ogrodzie i prowadzi dziecinny dialog z kwiatami (w oryginale rozmowa ta ma miejsce duuuuuuużo później i jest inna);
- pojawia się kot i życzliwie radzi Alicji, by szła prosto (w oryginale Kot z Cheshire; Alicja widzi go wcześniej w domu Księżnej; rozmowa ma zupełne inny charakter - kot jest bardziej filozoficznie niż życzliwie nastawiony);
- Alicja trafia na przyjęcie, od razu zostaje poinformowana, że jest ono nieurodzinowe, Marcowy Zając wypytuje ją czy ma dziś urodziny, a życzliwy Kapelusznik zaprasza ją do stołu (w oryginale nikt dziewczynkę nie zaprasza, a nawet wprost przeciwnie; Kapelusznik jest dla niej niemiły, toczy się bardzo długa rozmowa między 4 postaciami - oprócz Alicji w wymienionych dwóch jest też Suseł, którego w adaptacji brak);
- pojawia się Królowa Kier, która w pierwszym zdaniu mówi o karze dla dziewczynki (w oryginale chce ją ukarać najpierw za "krycie" służby malującej róże i potem podczas gry w krokieta; a są także chwile, gdy z nią miło konwersuje);
- dziewczynka zjada ciasteczko z przyjęcia, rośnie, wyrusza w drogę i wchodzi do drzewa - dzięki temu znajduje się z powrotem w swoim świecie (tutaj już mamy pomieszkanie z poplątaniem tego, co było w różnych miejscach książki - zainteresowanych odsyłam do oryginału :-) ).

Z ciekawostek wydawniczych - książka nie ma autora ani ilustratora (w każdym razie nie ma o nich wzmianki), ale za to ma tłumacza i redaktora :-)
Na plus zaliczę to ruchome koło z obrazkami, które faktycznie potrafi zainteresować małego czytelnika. Sprawdziłam :-)

czwartek, 16 stycznia 2014

Lekkość Topornego surrealizmu

Przyszedł czas na napisanie o nieco przewrotnym dziele inspirowanym przygodami Alicji w krainie dziwów. Autorem tej niezwykłej książki jest artysta (tak, tak!) literatury, autor i ilustrator, dramaturg, grafik, reżyser filmowy i aktor czyli człowiek renesansu - Roland Topor. Warto dodać, że jego rodzicami byli Żydzi pochodzący z Polski, a ojciec - znany rzeźbiarz, ukończył ASP w Warszawie. Sam Roland był członkiem tzw. Grupy Panicznej, do której należał również m. in. kontrowersyjny reżyser chilijski Alejandro Jodorowsky.  

A wspomniane wyżej dzieło Topora to:

Roland Topor
Alicja w Krainie Liter. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie kartki
(Alice au pays des lettres)
przełożyła Agnieszka Taborska
ilustracje autora
W.A.B., Słowo / obraz terytoria, 2001 
ISBN 83-88221-63-9 
ISBN 83-88560-72-7



Książka zbudowana jest z dwóch części: pierwsza to Abecadło Topora, druga - O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie kartki. Najpierw zatem pisarz wprowadza nas w świat spersonifikowanych liter, takich jak widać na poniższych przykładach:




















a następnie wraz z Alicja wędrujemy do świata, w którego tworzeniu autor wykorzystał te litery:



Alicja po drugiej stronie kartki







Alicja "budzi się" gdy w policzek przyciśnięty do kartki "coś" ją łaskocze; po czym rusza w pogoń za winowajcą - literą A;












w pewnym momencie widzi dwa wstrętne babska - Gramatykę i Składnię, które dokonują sądu nad literami, u ich stóp skazane litery;







dziewczynka widzi też sztuczki akrobatyczne liter - tutaj "niech żyją konfitury".












Lektura przyjemna, miła i lekka. Warto dodać, że nie jest to utwór reprezentatywny dla stylu twórczości Topora - za mało tu, jak na niego, pure nonsensu i czarnego humoru, ocierającego się o makabrę.

Zachęcam do zapoznania się z całością powyższego dzieła oraz wszystkimi innymi utworami Topora oraz jego (momentami bardzo dosadnymi) rysunkami.