Czy wiecie, jak to jest mieć marzenie? Od jakiegoś czasu miałam takie: pewnego dnia odwiedzam kogoś, kto mieszka w starym rodzinnym domu, odziedziczonym po dziadkach albo pradziadkach. Chodzimy po nim, zaglądamy w różne zakamarki, wreszcie idziemy a strych. Buszujemy w starych skrzyniach, oglądamy stare papierzyska, pożółkłe tomy i nagle wśród nich... zaginiona "Alinka"!
Rzeczywistość okazała się jednak być inna, ale nie mniej baśniowa i zaskakująca.
Odkrycia rzekomo zaginionej książki "Przygody Alinki w krainie cudów", zawierającej pierwszy polski przekład z 1910r. "Alice's Adventures in Wonderland" L. Carrolla dokonała pani doktor Ewa Rajewska, zajmująca się teorią i praktyką przekładu literackiego z języka angielskiego, zaś wydaniami "Alicji" od roku 2000. Właśnie w tymże roku pani dr Ewa znalazła tę książkę w katalogu kartkowym w filii Biblioteki Raczyńskich na podpoznańskim Fabianowie. Pani dr Rajewska opisała to odkrycie w swojej książce "Dwie wiktoriańskie chwile w Troi, trzy strategie translatorskie" (która zasługuje na osobny post). Książka "Przygody Alinki w krainie cudów" znajduje się obecnie w Bibliotece Raczyńskich w samym Poznaniu i jest dostępna dla czytelników (!), oczywiście w archiwum. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się ją zobaczyć.
Wszystko to wiem od samej pani Ewy Rajewskiej, która z dużą życzliwością i sympatią podzieliła się ze mną różnymi informacjami i materiałami, za co w tym miejscu ogromnie dziękuję i pozdrawiam życząc wielu jeszcze tak wspaniałych osiągnięć.
Zaś na całą tę historię naprowadził mnie, jak również skontaktował z panią Ewą, pan Grzegorz Wasowski, zdeklarowany alicjofil, który wraz z małżonką, panią Moniką, prowadzi Wydawnictwo Wasowscy (które też zasługuje na osobny wpis). Dzięki wielkiemu sercu państwa Wasowskich oraz ich słabości (a raczej siły sympatii) do miłośników Alicji i Carrolla otrzymałam kopię "Alinki w krainie cudów"! Ogromne uśmiechy, ukłony i podziękowania!
Obdarowana przez tak fantastyczne osoby, nie mogę nie podzielić się z innymi tymi wspaniałościami.
Zatem od początku:
Ludwik Karrol
Przygody Alinki w krainie cudów,
z 90-go angielskiego wydania spolszczyła Adela S.,
z 38 obrazkami,
Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie, 1910
Z uwagi na to, że tłumaczenie zasługuje na wnikliwą analizę, dziś ograniczę się tylko do ilustracji.
Mamy tu ciekawy przykład podejścia do ilustracji. Przez analogię do tłumaczenia można by powiedzieć, że ilustrator (nieznany, niestety) dokonał "spolszczenia i zaktualizowania" oryginalnych ilustracji sir Johna Tenniela. W efekcie uzyskał ilustracje, które można podzielić na 4 grupy:
- przedruki oryginalnych ilustracji Tenniela (poniżej przykład - porównanie ilustracji z "Alinki" i z jednego z wydań polskich z ilustracjami oryginalnymi):
2. ilustracje lekko zmodyfikowane (zmieniona zazwyczaj postać głównej bohaterki, zgodnie z aktualną modą damską oraz fryzjerską; z lewej strony lub w górnej części ilustracji Alinka):
Ciekawostką jest to, iż nawet na zmodyfikowanych ilustracjach zostawiono charakterystyczną sygnaturę (splecione inicjały J i T) Johna Tenniela;
3. ilustracje inspirowane oryginalnymi, o zmienionej kompozycji i układzie, a nawet z innymi postaciami:
4. nowe ilustracje, obrazujące to, czego nie było w oryginalnych:
Alinka biegnie za królikiem,
Alinka w domu Białego Królika,
korowód z Królową.
A tutaj przykład dodatkowej ilustracji (po prawej), inspirowanej nieco sąsiednią, oryginalną (po lewej) autorstwa Tenniela:
Co ciekawe, ilustracje rozłożone są w książce dość równomiernie - co kilka stron. Jednak pod koniec książki (przez ostatnie 10 stron) zupełnie ich brak. Ostatnią jest Alicja w sądzie na s. 105.
Zachwycająca lektura i oglądanie!
Ciąg dalszy nastąpi :-)
Marzenia się spełniają:-) Czekam niecierpliwie na dalsze posty:-)
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem, droga Autorko bloga. Jeny - przecież sam mam takie marzenie, żeby odnaleźć "Alinkę"... teraz przynajmniej wiem, gdzie w ostateczności mogę to odszukać, a nie tylko gonić króliczka. Dzięki za skany, które umieściłaś na blogu.
OdpowiedzUsuńAle mam też na celowniku inne przedwojenne polskie książki - takie właśnie "znikające punkty". Pewnego razu na przykład znalazłem w odrzutach "Karmazyny i żuliki" z 1937 (o psach i koniach, ale fajnie, z miłością napisane), a to mnie zainspirowało do poszukiwań innych książek tego autora, m.in. "Sarnie oczy - wilcze gardła", o której nic poza tytułem nie wiem (być może była drukowanej w Kurjerze Polskim w odcinkach). Tak samo pierwsze szerloki-holm'sy itd. itp.
Ach, te marzenia! Sól życia.
OdpowiedzUsuńW świecie, gdy tak wiele mamy na wyciągnięcie ręki, a dużo na jedno kliknięcie, rzeczy, które wymagają dużo starań i wysiłku oraz długotrwałych poszukiwań i czekania, stają się cenniejsze niż kiedykolwiek.
Pięknych poszukiwań, satysfakcjonujących znalezisk oraz inspiracji do wciąż nowych dążeń życzę Panu.
Piękne! A może jakieś wydawnictwo zdecyduje się na małe, bibliofilskie wydanie kopiujące to wydanie?
OdpowiedzUsuńOj, wiele jest takich starych perełek, które gdzieś się pojawiły i zniknęły. Ja na przykład szukam po bibliotekach jednego z pierwszych polskich utworów o wilkołakach, nie będących opowieścią ludową, jeszcze z połowy XIX wieku.
Panie Kubo
OdpowiedzUsuńbardzo bym chciała, żeby się jakieś wydawnictwo zdecydowało.
Życzę owocnych poszukiwań.
Ach, to uczucie odnalezienia czegoś niemożliwego: mieszanka zdumienia, niedowierzania, zachwytu, szoku, radości a nawet strachu :-) Rzadkie i bezcenne!
Powodzenia! :-)
Wskutek działalności mojej nadporządnickiej ciotki, zginęła mi chyba bezpowrotnie "Czerwona narzeczona" Lafcadio Hearna, czyli książeczka z opowiadaniami japońskimi w tłumaczeniu Birkenmajera.
OdpowiedzUsuńNaporządniccy to zmora historyków oraz dzieci :-)
OdpowiedzUsuńZapewne zaginięcie jest bezpowrotnie, ale póki życia, póty nadziei (ang. While there's life, there's hope.). Może pomoże świeczka zapalona św. Antoniemu (ale to chyba raczej przypadek dla Judy Tadeusza) zamiast głuchych telefonów do kolekcjonerów tejże książki.
Zawsze pozostaje Panu pocieszanie się innym dziełem Lafcadio Hearna "The Romance of the Milky Way and other studies and stories" (jeśli żal dotyczy samej "Narzeczonej") lub dziełem Józefa Birkennmajera "Łzy Chrystusowe" (jeśli smutek dotyczy polskiej wymiany myśli z tąż).
A abstrahując od zaginionej - doskonałą lekturą na każdą okazję może stać się książka "Z powrotem czyli fatalne skutki niewłaściwych lektur" Zbigniewa Batki, nawiasem mówiąc doskonałego tłumacza z j. angielskiego, m.in. "Dublińczyków" Jamesa Joyce'a.
Ukłony
Róża
Hej, dobre wiadomości. Znalazłem tę książkę na Wikiźródłach (tak naprawdę tytuł tego zbioru opowiadań to Czerwony Ślub).
OdpowiedzUsuńA co do Alicji ostatnio znalazłem jej wersję łotewską z fajnymi rysunkami.
http://you-books.com/book/L-Kerols/ALISES-PIEDZIVOJUMI-BRINUMZEME
Gratuluję Panu skuteczności (i wytrwałości)!
OdpowiedzUsuńCo do łotewskiej "Alicji" - bardzo ciekawa. Ilustracje, w mojej opinii, to ciekawe połączenie stylu lat 70. i 20. XX wieku.
A tytuł jakiś taki bardzo... brytyjski.
Sama postać Alicji została na ilustracji okładkowej i kilku w tekście przedstawiona w sposób przywodzący na myśl osobę transseksualną (w Bardzo ciekawa jest także pisownia nazwiska autora - Luiss Kerols. Wszystko razem bardzo zastanawiające...
Dziękuję.
PS Mam prośbę - jako, że w tym wieku (znaczy się - dwudziestym pierwszym) z pamięcią bywa różnie, mam prośbę - czy mógłby Pan zarysować szerszy kontekst genezy wymiany myśli między Panem a niżej podpisaną? Będę bardzo zobowiązana.
R.
Ale tu nie ma chyba żadnego szerszego kontekstu. Dawno, dawno temu... zainteresowałem się i szukałem Alinki w krainie cudów jako zapalony bibliofil (i alicjofil) i trafiłem wtedy na ten blog. Zauważyłem, że interesujesz się rysunkami do Alicji, no więc przy okazji znalazłem coś niecoś.
OdpowiedzUsuńA btw, droga Autorko, chciałem spytać, bo jeszcze nie czytałem, jak oceniasz przekład Wasowskiego? Czy uważasz, że się zagalopował? Jakie ma Twoim zdaniem plusy dodatnie?
OdpowiedzUsuńPS. A jeszcze które rysunki z Alicji Ci się szczególnie podobają (ze względu już to na treść lub formę)
Kot Znikąd :)
Szanowny Panie, spieszę odpisać czem prędzej na Pańskie pytanie, jako że obowiązki domowe i świąteczne już za chwil kilka tak zaabsorbują moją uwagę oraz kończyny (wszystkie sześć), że temat zniknie z horyzontu mych myśli.
OdpowiedzUsuńZatem - o przekładzie pana Grzegorza Wasowskiego rozpisywałam się już dawno temu: https://podrugiejstroniekrainy.blogspot.com/search/label/Grzegorz%20Wasowski
(wystarczy kliknąć etykietę "Grzegorz Wasowski" z prawej strony bloga i otrzyma Pan to samo).
Nawet jeśli się zagalopował, to dawno nie widziałam tak szalonej i zabawnej krainy dookoła tekstu.
Gdyby to nie wystarczyło - w innym miejscu Sieci zrobiłam porównanie tłumaczeń, w tym G. Wasowskiego. Można zajrzeć tutaj
http://lubimyczytac.pl/profil/11734/roza-bzowa/teksty-redakcyjne/1/6503/perypetie-z-przekladem-alicji
Co do ilustracji - pyta Pan o wszystkie wydania, które mam w biblioteczce czy o jakieś szczególne.
Ukłony, dygnięcia i mrugnięcia
Róża
Ostatnio odkryłem uroki komputerowego przetwarzania obrazków; zwłaszcza spodobały mi się zdjęcia kotów przerabiane na obrazy Van Gogha.
OdpowiedzUsuńJest taka stronka do generowania takich (naprawdę różnych) obrazów :
https://deepdreamgenerator.com/
Pomyślałem wziąć i przerobić jakiś ciekawy obrazek z Alicji na tapetę w jakimś wyrafinowanym stylu.
Kot Znikąd
Bardzo dziękuję za ten wpis. Niedawno w Studiu Aktorskiej Interpretacji Literatury nagraliśmy audiobooka z tej książki. Dostępny jest za darmo w Wikiźródłach a tu mały fragment nagrany podczas pracy: https://www.facebook.com/StudioAktorskiejInterpretacjiLiteratury/videos/2089923087889352/
OdpowiedzUsuńDziękuję za wskazówkę i gratuluję pomysłu podjęcia się tego zadania :-)
OdpowiedzUsuń