Wyznaję, że jestem kompletnie oczarowana nowym przekładem pierwszego tomu przygód Alicji...! Książka tak mnie zaczarowała, że zupełnie straciłam poczucie czasu, obowiązku tudzież miejsca (pustego - na blogu), za to teraz zmagam się z poczuciem winy związanym z powyższymi stratami... Dość jednak lawirowania wokół tematu - do rzeczy, a raczej - do książki!
Lewis Carroll
Perypetie Alicji na Czarytorium
w niewiernym przekładzie Grzegorza Wasowskiego
a także
Ewa Rajewska Nonsens pełen sensu - «Jabberwocky» Lewisa Carrolla
Wydawnictwo Wasowscy, Warszawa 2015
ISBN 978-83-934972-1-8
Perypetie Alicji na Czarytorium
w niewiernym przekładzie Grzegorza Wasowskiego
a także
Ewa Rajewska Nonsens pełen sensu - «Jabberwocky» Lewisa Carrolla
Wydawnictwo Wasowscy, Warszawa 2015
ISBN 978-83-934972-1-8
Jak widać na załączonym obrazku lekturze sprzyjało towarzystwo herbaty (mocnej i czarnej, bez mleka) oraz pewnej świnki (Świniorodka?), która podczytywała mi tekst przez ramię...
Ogłaszam publicznie, że zrewidowałam swój pogląd na kwestię tłumaczenia w ogóle, a Alicji... w szczególności. Do tej pory uważałam, że najlepszy jest przekład dyskretny, prawie niewidoczny, dlatego lubiłam wydania książek o Alicji przełożone przez Macieja Słomczyńskiego, zaś jego pracę określałam jako transparentną. Teraz jednak uważam, że słowo "transparentny" obok znaczenia "niewidoczny" zawiera także "przezroczysty" a zatem bezbarwny. Po przeczytaniu przekładu Grzegorza Wasowskiego (niewiernego, jak uczciwie uprzedza Autor tegoż, tzn. przekładu oczywiście) teksty innych tłumaczeń "Alicji...", autorstwa Macieja Słomczyńskiego, ale także wielu innych tłumaczy, wydają mi się absolutnie bezbarwne i nijakie!
Grzegorz Wasowski wykonał benedyktyńską pracę przedzierając się nie tylko przez meandry wieloznaczności oryginalnego tekstu Carrolla, ale także studiując (wnikliwie!) prace swoich poprzedników w zapasach z wiktoriańskim angielskim testem pełnym parodii, aluzji i innych lingwistycznych przyjemności. Co więcej - jak sam przyznaje w Zakończeniu, opublikowanym także w powyższym tomie - zmagał się nieraz tygodniami z opornymi słowami czy zwrotami i dopiero gdy okazywały się być absolutnie nieprzekładalne decydował się na odejście od sensu oryginału w stronę oryginalnego (czytaj: zaczerpniętego z oryginalnego tekstu) humoru. Zatem - paradoksalnie! - w niektórych miejscach przekład znacząco odbiega od oryginału właśnie z powodu szacunku tłumacza dla tekstu Carrolla tudzież dla polskiego czytelnika. Przyznać też muszę, że dzięki temu książkę czyta się nie tylko bardzo płynnie (czego nie można powiedzieć o niektórych spośród poprzednich przekładów), ale jest najzabawniejszą wersją przygód Alicji, jakie czytałam (włączając oryginał).
Lektura i oglądanie tego tomu przypomina spożywanie pięciodniowego obiadu z przystawkami przed nim i deserem po - to prawdziwa uczta dla zmysłów, wszystkich sześciu (jeśli ktoś lubi smak papieru), z uwagi na to, że szósty zmysł to, oczywiście, poczucie humoru. Tekst właściwy, ilustracje (21 ilustratorów!), Zakończenie (czyli posłowie) oraz kwestie wierszowane z Through the Looking-Glass, a także szkic krytyczny dr Ewy Rajewskiej i zamieszczone w Aneksie teksty wszystkich polskich przekładów poematu Jabberwocky - ofiarowane szczodrze czytelnikom w jednym tomie to nie tylko wyśmienita i wymagająca lektura, ale także róg obfitości dla wszystkich alicjofilów. Gdy osoba taka, nasycona wielozmysłowo smaczną lekturą, pada bez zmysłów na podłogę lub inną płaską powierzchnię o zrównoważonej grawitacji, na twarzy jej/jego wciąż błąka się uśmiech zadowolenia, radości i niedowierzania jednocześnie. Jak to - zatem jest to możliwe? Tłumaczowi udało się oddać Carrollowski humor używając innych słów, nawiązań kulturowych i odmiennych rymów! A jednocześnie, gdzieś spod spodu, wyziera smutna konkluzja: dopiero teraz! Dlaczego nie udało się nikomu wcześniej?! Jakieś drobne półtora wieku czekaliśmy na tak genialnie bliski oryginałowi klimat, zabawnie zbzikowanych bohaterów i krainę, w której - co prawda - nie ma czarów, ale jest czarownie a czytelnik opuszcza ją absolutnie oczarowany.
Dziękując panu Grzegorzowi Wasowskiemu za cudowną książkę, a także za polot, splot humoru i muzycznego wyczucia rytmu tekstu oraz słowotwórstwo wysokich lotów postanawiam w kolejnych postach przyjrzeć się bliżej samemu tłumaczeniu a także wizualnej oprawie woluminu.
Jeśli szukacie ulubionego tłumaczenia "Alicji..." - przestudiujcie dokładnie wszystkie dwanaście przekładów. Mam to już za sobą - patrzę właśnie na okładkę mojego ulubionego polskiego wydania "Alice's Adventures in Wonderland". Jego fotografię możecie zobaczyć na początku tego postu.