wtorek, 16 września 2014

Spolszczyć angielskie czyli cielę zwane żółwiozwierzem

W poprzednim poście roztkliwiałam się nad słownictwem, teraz zajmę się przekładem - treścią, postaciami itd.

Ale najpierw mała dygresja. Naszła mnie refleksja dotycząca dzieci polskich emigrantów z ostatniego dziesięciolecia czyli dzieciaków urodzonych lub wychowywanych w UK, Irlandii, Kanadzie, Australii i USA. Ciekawa jestem, które z polskich tłumaczeń Alicji najbardziej będzie im się podobać, gdy będą już nieco większe, obyte w kulturze anglosaskiej i w obyczajach epoki wiktoriańskiej? Będą bowiem w komfortowej (w tym wypadku) sytuacji dwujęzyczności i dwukulturowości. Ciekawe które tłumaczenie by wybrały, gdyby zrobić taki eksperyment - czy bardziej spodobałaby się im wierność oryginałowi w przekładzie czy nawiązania do polskiej edukacji i rymowanek dziecięcych?

Wracajmy jednak do naszej Alinki:




Przyznać muszę, że, jak na pierwszy polski przekład, tłumaczka była bardzo pracowita i zaangażowana w pracę nad książką. Mnie oczywiście bardziej zainteresowały niedociągnięcia i odstępstwa, a wśród nich poniższe (wybaczcie mi skłonność do punktów i podpunktów):
  • skróty - zwłaszcza w scenach dłuższych rozmów, np. rozmowa Alinki z kotem, rozmowa z gąsienicą (brak całego fragmentu z recytowaniem wiersza o starym ojcu Williamie) czy skrócenie opowieści susła o trzech siostrach podczas warjackiego podwieczorku; najbardziej jaskrawy przykład znaleźć możemy podczas rozmowy Alinki z gołębiem, gdzie Alinka ni z tego, ni z owego wyznaje, że lubi jajka (ominięto pytanie gołębia);
  •  wiersze (te, których nie pominięto) przełożone zostały w sposób oddający wiktoriańskie oryginały, ale tłumaczka rozminęła się z oryginałem w kwestii ilościowej: np. wiersz o krokodylu liczy sześć wersów zamiast oryginalnych ośmiu, piosenkę kapelusznika o nietoperzu zamieszczono w jednym (połączonym) fragmencie, zamiast - jak w oryginale - rozdzielić ją dialogiem kapelusznika i Alinki;
  • w wierszach zaobserwować można także zmiany jakościowe, np. zamiast nietoperza w wierszu jest latawcze (nawiasem mówiąc świetny pomysł i nawiązanie do okoliczności powstania utworu, o czym w następnym poście) czy trzy małe siostrzyczki mieszkające na dnie źródła (!),
  • inne zmiany: Alinka osiąga dziewięć (zamiast dziesięciu) cali po rozmowie z gołębiem, kadryl z homarami przetłumaczony został jako kontredans (podobnie jest u Marii Morawskiej) czyli popularny taniec angielskiego pochodzenia, który w połowie XIX wieku przekształcił się w kadryla (kadryl jest w oryginale Carrolla i u większości tłumaczy polskich),
  • jednym z fragmentów wyraźnie odbiegających od oryginału jest rozmowa podczas wyścigu, kiedy mysz cytuje dla osuszenia fragmenty z podręcznika historii, w oryginale - historii Anglii, a tutaj mamy nawiązania do historii Polski, pojawiają się bowiem królowie Bolesław Śmiały i Władysław Herman oraz wojewoda Sieciech; kawałek dalej orlątko rzecze do dronta: "Mów po polsku" (w oryginale: "Speak English!").
 Interesującą kwestią są nazwy postaci:
- Alinka (u innych tłumaczy Alicja, zgodnie z oryginałem, tutaj zatem jest to jedyny wyjątek, o ile potraktujemy zdrobnienie Ala (w pierwszych 4 wydaniach z tłumaczeniem Marii Morawskiej) jako formę imienia Alicja,
- biały królik,
- Bibuś (jaszczurka),
- dront (wspomniany w poprzednim poście to nic innego, jak dodo; nazwa dodo używana jest w języku polskim zamiennie z dront dodo),
- gąsienica (rodzaju żeńskiego),
- księżna,
- kucharka,
- kot angorski = kot Angora,
- zając marcowy,
- kapelusznik = Kapelusznik,
- suseł,
- królowa,
- gryf,
- żółwiozwierz
itd.

Jak widać wyżej autorka przekładu konsekwentnie pisze nazwy postaci małą literą (wyjątek: nazwy własne - imiona i miejsce). Kapelusznik pisany wielką literą pojawia się tylko raz i raczej wygląda mi to na błąd redaktora książki. Intryguje mnie skąd wziął się kot angorski (poprawnie: Angora turecka) zamiast kota z Cheshire. Angora turecka wygląda tak:

Źródło zdjęcia: artykuł Angora turecka w Wikipedii

Piękny kot, najczęściej biały. Intrygujące są zwłaszcza oczy, które mogą być dwukolorowe (jak wyżej). Czyżby ta rasa była popularna (modna?) w czasach, gdy żyła tłumaczka?

Inną zagadką jest, wspomniany w tytule poprzedniego posta, dront. Jest to ni mniej, ni więcej dodo, w polskim nazewnictwie zamiennie zwany dront dodo - postać, którą spotykamy w kałuży łez i podczas suszenia się zwierząt i wyścigu. Postać dodo w książce to, nawiasem mówiąc, karykatura samego Lewisa Carrolla (Charlesa Lutwidge'a Dodgsona), który wymawiał swoje prawdziwe nazwisko (Dodgson) jąkając się, stąd podwójne "do".

Ostatnią ciekawą postacią, a raczej jej nazwą, skłaniającą nas do namysłu jest żółwiozwierz. Nazwa postaci sama w sobie ciekawa (w oryginale "Mock Turtle"), ale mnie zafrapował tym razem przypis, który brzmi następująco:

   * "Cielę, tutaj nazwane żółwiozwierzem, ponieważ z główki cielęcia przyrządza się      wykwintna zupa, która ma smak podobny do zupy z żółwia."

Tłumaczka chciała wyjaśnić, a zagmatwała. Martin Garden pisze w The Annotated Alice. Definitive Edition:

    "Zupa z fałszywego żółwia jest imitacją zielonej zupy z żółwia i zazwyczaj przyrządzana jest z cielęciny. To wyjaśnia, dlaczego Tenniel narysował Nibyżółwia z głową, tylnymi kopytami i ogonem cielaka."

Nie wyjaśnia nam natomiast nic przyczyny, dla której Adela S. utożsamiła w przypisie cielę z carrollowskim Nibyżółwiem.

piątek, 12 września 2014

Cudacznie nizki dront i przedewszystkiem zadąsana dzieweczka wypróżniająca flaseczkę

Wreszcie się udało się! Ciąg dalszy właśnie nastąpił. Dziś miałam wolne i skrzętnie korzystając z wolnego czasu i wolnej przestrzeni do myślenia oddałam się z lubością lekturze cudownie odnalezionych "Przygód Alinki w Krainie Cudów" (o książce więcej znajdziecie tutaj):


To była ogromna przyjemność. Nie tylko ze względu na poczucie, że wreszcie spełniam jedno z moich marzeń, ale także dlatego, iż tekst udekorowany jest tym, co pasjami lubię - nieużywanymi już wyrazami oraz archaicznymi formami gramatycznymi znanych i wciąż używanych wyrazów i zwrotów.

Dla większego porządku można je podzielić na (uprzedzam z góry, że nie jestem lingwistą):

1. archaizmy (wyrazy przestarzałe i nieużywane):
  • miarkuj się,
  • mimo (np. przejść mimo kogoś),
  • wodotryski,
  • lilipucie (w znaczeniu: bardzo małe),
  • dzieweczka,
  • poruczyć (czyli powierzyć),
  • kundys (czyli kundel),
  • łakotki (czyli łakocie, słodycze),
  • solenny,
  • wygalantowany,
  • atoli,
  • kamiuszki (czyli kamyczki),
  • poważyć (czyli ośmielić się),
  • uniewinniać się (czyli bronić się, tłumaczyć),
  • wprzód (czyli najpierw),
  • najsamprzód (czyli na samym początku),
  • podcyfrować (czyli podpisać coś swoimi inicjałami),
  • przenoszący (w znaczeniu przekraczający np. jakąś miarę - metr),
  • szyferki (ołówki? rylce? nie wiem, ale tym pisali przysięgli na tabliczkach podczas rozprawy);
2. dawne formy używanych wciąż wyrazów (formy o charakterze obocznym):
  • niezwykłemi,
  • zorjentowawszy się,
  • marmelada,
  • śpuścić,
  • nabytemi,
  • gieograficznej,
  • geografję,
  • Australja,
  • nizki (czyli niski),
  • wązki (czyli wąski),
  • ożywczemi,
  • flaseczka,
  • historja,
  • jej ócz (czyli oczu),
  • blizkość (czyli bliskość),
  • Marja,
  • temi słowy,
  • owemi,
  • kompanji,
  • solennem,
  • idjota,
  • kwestja,
  • z pod (czyli spod),
  • śpiczasta,
  • ponsowy (czyli pąsowy),
  • swęd (czyli swąd),
  • módz (czyli móc),
  • krząkaj (czyli chrząkaj),
  • zwarjowani,
  • talja;
3. inna pisownia łączna i rozdzielna przyimków (w wyrażeniach przyimkowych, przyimkach złożonych itd.):
  • po przez pole,
  • zato,
  • zdala,
  • poczym,
  • przedewszytkiem,
  • wkońcu,
  • zapóźno,
  • zwolna,
  • napróżno,
  • bezwątpienia,
  • napewno,
  • zabardzo,
  • z pod,
  • nawpół,
  • przyczem,
  • zcicha,
4. czasowniki z przedrostkami, nie używane już w tym znaczeniu (lub używane z innymi przedrostkami):
  • poczęła uprzytamniać sobie,
  • zadąsana,
  • nie przenosić (w znaczeniu - nie przekraczać),
  • roztworzyć,
  • upamiętaj się,
  • zapijali herbatę,
  • dokaż (w znaczeniu - pokaż),
  • podcyfrować (podpisać swoimi inicjałami),
5. nieużywane już zwroty:
  • na skręcie drogi,
  • podobną była
  • wypróżniła flaseczkę,
  • z wyrobionym z cukru,
  • została rozczarowaną,
  • wzięła na odwagę,
  • była zrozpaczoną,
  • poczęła uprzytamniać sobie,
  • zadrżała całym ciałem,
  • zapijali herbatę (w znaczeniu - popijali),
  • musnęła okiem zastawę,
i wiele innych.

Tyle w kwestii słownictwa.

A tytułowy dront pojawi się w następnym poście.

środa, 6 sierpnia 2014

Raczkując ekologicznie (czytelniczo) z Alicją

W oczekiwaniu na wolną chwilę, w czasie której zgłębię meandry tekstu odnalezionej "Alinki" (vide: poprzedni post) zapragnęłam pochwalić się prezentem od przyjaciół z drugiego końca Europy czyli Pysia i Rysia. Pamiętacie, jak się zarzekałam, że nie lubię upraszczania i adaptacji oryginalnego tekstu Carrolla? Tym razem zmieniłam zdanie :-), nieco niżej napiszę dlaczego. Patrzcie i zachwycajcie się, jak ja:

Jennifer Adams
Alice in Wonderland
art by Alison Oliver
Gibbs Smith Utah, 2013
ISBN 978-1-4236-2477-6
BabyLit
Little Master Carroll


Książeczka sztywnostronicowa dla najmłodszych czytelników (od lat 0) jest bardzo kolorowa, prosta, acz zabawna, co docenią rodzice i opiekunowie tychże. Stron ma niewiele, bo tylko 22 (szkoda), ale za to jakie!

Takie:


(Alicja wpada do króliczej nory)


i takie:


(Kapelusznik z migającym nietoperzem i filiżanką)


a nawet takie:


(na łyżeczce śpi Suseł, mówiący przez sen "Migaj, migaj, migaj").

i jeszcze kilka innych.
Książeczka jest kwadratowa, wcale niemała, a to jednolite tło widoczne na kolażach wyżej dodałam, by uzupełnić standardowy wymiar kolażowego obrazka (wyjaśniam na wszelki wypadek).

To świetna możliwość rozpoczęcia przygody czytelniczej przez małego książkofila, raczkującego po podłodze i "czytającego" wszystkie gazetki reklamowe, ulotki tudzież nasze dokumenty, które nieopatrznie znalazły się w zasięgu małych, chwytnych rączek :-) A i dla przedszkolaka będzie też świetną lekturą, bo można poćwiczyć słówka albo odkrywać drobne elementy obrazków, np. zauważyliście kontury łyżeczek na tym czerwonym tle powyżej? Pierwsze koty (z Cheshire) za płoty!

Zatem zachwyt mój jest chyba zrozumiały? Ponadto książka nie jest ADAPTACJĄ, ale swobodną wariacją na temat "Alice in Wonderland". W dodatku nikt nie dokonał cięć ani przeróbek tekstu Carrolla, tylko zaproponował własny.

Co ważne książka powstała w sposób ekologiczny - z papieru z recyklingu z certyfikatem FSC lub z papieru z certyfikowanych przez PEFC zasobów lasów odnawialnych.

A jak się Wam podoba? :-)

PS Buziaki i uściski dziękczynne dla Pysia i Rysia za cudowny prezent! :-* :-*

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Odnajdując zaginione

Czy wiecie, jak to jest mieć marzenie? Od jakiegoś czasu miałam takie: pewnego dnia odwiedzam kogoś, kto mieszka w starym rodzinnym domu, odziedziczonym po dziadkach albo pradziadkach. Chodzimy po nim, zaglądamy w różne zakamarki, wreszcie idziemy a strych. Buszujemy w starych skrzyniach, oglądamy stare papierzyska, pożółkłe tomy i nagle wśród nich... zaginiona "Alinka"!

Rzeczywistość okazała się jednak być inna, ale nie mniej baśniowa i zaskakująca.

Odkrycia rzekomo zaginionej książki "Przygody Alinki w krainie cudów", zawierającej pierwszy polski przekład z 1910r. "Alice's Adventures in Wonderland" L. Carrolla dokonała pani doktor Ewa Rajewska, zajmująca się teorią i praktyką przekładu literackiego z języka angielskiego, zaś wydaniami "Alicji" od roku 2000. Właśnie w tymże roku pani dr Ewa znalazła tę książkę w katalogu kartkowym w filii Biblioteki Raczyńskich na podpoznańskim Fabianowie. Pani dr Rajewska opisała to odkrycie w swojej książce "Dwie wiktoriańskie chwile w Troi, trzy strategie translatorskie" (która zasługuje na osobny post). Książka "Przygody Alinki w krainie cudów" znajduje się obecnie w Bibliotece Raczyńskich w samym Poznaniu i jest dostępna dla czytelników (!), oczywiście w archiwum. Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się ją zobaczyć.

Wszystko to wiem od samej pani Ewy Rajewskiej, która z dużą życzliwością i sympatią podzieliła się ze mną różnymi informacjami i materiałami, za co w tym miejscu ogromnie dziękuję i pozdrawiam życząc wielu jeszcze tak wspaniałych osiągnięć.

Zaś na całą tę historię naprowadził mnie, jak również skontaktował z panią Ewą, pan Grzegorz Wasowski, zdeklarowany alicjofil, który wraz z małżonką, panią Moniką, prowadzi Wydawnictwo Wasowscy (które też zasługuje na osobny wpis). Dzięki wielkiemu sercu państwa Wasowskich oraz ich słabości (a raczej siły sympatii) do miłośników Alicji i Carrolla otrzymałam kopię "Alinki w krainie cudów"! Ogromne uśmiechy, ukłony i podziękowania!

Obdarowana przez tak fantastyczne osoby, nie mogę nie podzielić się z innymi tymi wspaniałościami.
Zatem od początku:

Ludwik Karrol
Przygody Alinki w krainie cudów,
z 90-go angielskiego wydania spolszczyła Adela S.,
z 38 obrazkami,
Wydawnictwo M. Arcta w Warszawie, 1910


Z uwagi na to, że tłumaczenie zasługuje na wnikliwą analizę, dziś ograniczę się tylko do ilustracji.

Mamy tu ciekawy przykład podejścia do ilustracji. Przez analogię do tłumaczenia można by powiedzieć, że ilustrator (nieznany, niestety) dokonał "spolszczenia i zaktualizowania" oryginalnych ilustracji sir Johna Tenniela. W efekcie uzyskał ilustracje, które można podzielić na 4 grupy:

  1. przedruki oryginalnych ilustracji Tenniela (poniżej przykład - porównanie ilustracji z "Alinki" i z jednego z wydań polskich z ilustracjami oryginalnymi):

   
    2. ilustracje lekko zmodyfikowane (zmieniona zazwyczaj postać głównej bohaterki, zgodnie z aktualną  modą damską oraz fryzjerską; z lewej strony lub w górnej części ilustracji Alinka):




































Ciekawostką jest to, iż nawet na zmodyfikowanych ilustracjach zostawiono charakterystyczną sygnaturę (splecione inicjały J i T) Johna Tenniela;


3. ilustracje inspirowane oryginalnymi, o zmienionej kompozycji i układzie, a nawet z innymi postaciami:












































4. nowe ilustracje, obrazujące to, czego nie było w oryginalnych:





Alinka biegnie za królikiem,
Alinka w domu Białego Królika,





korowód z Królową.



















A tutaj przykład dodatkowej ilustracji (po prawej), inspirowanej nieco sąsiednią, oryginalną (po lewej) autorstwa Tenniela:



Co ciekawe, ilustracje rozłożone są w książce dość równomiernie  - co kilka stron. Jednak pod koniec książki (przez ostatnie 10 stron) zupełnie ich brak. Ostatnią jest Alicja w sądzie na s. 105.


Zachwycająca lektura i oglądanie!

Ciąg dalszy nastąpi :-)


wtorek, 22 kwietnia 2014

Wiosenne porządki (jednak poświąteczne)

Wiosna, wiosna, ach to ty! Tak pięknie jest na dworze, że aż nieprzyzwoicie jest siedzieć w pomieszczeniu i stukać w klawisze. Jednak jako że lubię zrobić porządek, by potem oddawać się wiosennej lekkości i beztroskiemu hasaniu po łące, dziś kilka takich odkurzanek i korekt.

Dostałam przesympatyczną wiadomość od pana Grzegorza Wasowskiego, który ogromnie życzliwie i z niesłychanym taktem uświadomił mi kilka błędów / niedopowiedzeń w moich wyliczankach polskich wydań obu tomów przygód Alicji. Bardzo dziękuję, jestem wdzięczna i przesyłam ukłony.

A oto uzyskane przeze mnie nowe (lub skorygowane) informacje:
- tłumaczenia wierszy w przekładzie "Alicji po drugiej stronie zwierciadła" Hanny Baltyn są dziełem  Antoniego Marianowicza,
- Wydawnictwo J. Przeworskiego wydało w 1936r. drugi tom przygód Alicji pt  "W zwierciadlanym domu", tekst przełożyła  Janina Zawisza-Krasucka (brakowało u mnie tego wydania i kolejnej tłumaczki),
-  wydawnictwo Lettrex wydało w 1990r. przekładzie Roberta Stillera "Przygody Alicji w Krainie Czarów", a nie -  jak u mnie "Alicję w  Krainie Czarów",
- drugie wydanie Alicji w tłumaczeniu  M. Morawskiej ukazało się w roku 1932 (pominęłam).

Oprócz tego tenże przemiły miłośnik twórczości Carrolla uraczył mnie dwoma jeszcze elektryzującymi wiadomościami na temat "Alicji", ale o tym napiszę już następnym razem :-)

PS Korekty w poprzednich postach już, w związku z powyższym, poczyniłam.

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Zadziorna Alicja Edyty

W serii Mistrzowie Słowa (to już trzecia - seria? sezon? komplet?) ukazał się w marcu audiobook


Lewis Carroll
Przygody Alicji w Krainie Czarów
przekład Maciej Słomczyński
czyta Edyta Olszówka
Bellona, Agora  SA, 2014
audiobook, CD w formacie MP3
czas nagrania 3 godz. 12 min.
ISBN 978-83-111-3095-1


W książeczce zamieszczono biogram Edyty Olszówki, wzbogacony fragmentami jej wypowiedzi oraz fotografiami z przedstawień i filmów, w których grała oraz esej o książce Carrolla i samym autorze.

Ciekawostką jest to, że jest to pierwszy audiobook o przygodach Alicji w wykonaniu kobiety. Przyznam, że słuchało mi się bardzo dobrze (oczywiście musiałam coś w tym czasie robić, aby się skupić na treściach słuchowych) z uwagi na kobietę mówiącą kwestie dziewczynki (wreszcie). Choć nie wszystkie fragmenty budziły moje pełne uznanie (niektóre kwestie inaczej bym zaakcentowała), to dzięki Olszówce Alicja zyskała charakter, stała się zadziorna i na pewno nie można o niej powiedzieć, że jest dziecinna (co było zarzutem w innych audiobookach). 

Polecam gorąco, zwłaszcza miłośnikom książek w tej formie oraz jako sposób zainteresowania postacią Alicji starszych dzieci.

Mój egzemplarz - jak widać na załączonym obrazku (a raczej fotografii) - ma charakterystyczną wadę wydawniczą w postaci źle sklejonej okładki, czego nie było widać, gdy audiobook był opakowany w folię.. Przyznaję ze smutkiem, że próbowałam ją wymienić, ale pracownicy pewnego salonu prasowego mamiąc mnie obietnicą rychlej wymiany odsyłali od jednego do drugiego, aż wreszcie po kilku tygodniach takich manipulacji dałam sobie spokój. Jest to tym bardziej przykre, że była to ewidentna "wada fabryczna" i jako taka podlega wymianie.

Teraz  przekonałam już samą siebie, że mój egzemplarz będzie dzięki temu unikalny :-)

PS Jeszcze przed Świętami w ramach wiosennych porządków pojawi się kilka sprostowań oraz emocjonujących wieści.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Ciasteczkowa Alicja w krainie zegarów

Nabytek z końca poprzedniego roku to znów skrócona wersja opowieści o Alicji:


Alicja w Krainie Czarów. Opowiadanie się toczy
tłumaczenie: Joanna Wieczór
Book House, 2008
ISBN 978-83-76120-53-9

Wydawca zapewnia, że świetnie nadaje się do samodzielnego czytania, a uproszczony tekst pozwoli poznać bohaterów najsłynniejszych bajek. Atrakcją jest obrotowe około, pozwalające wybrać odpowiedni obrazek do danej strony. W tej samej serii ukazały się również "Pinokio", "Trzy świnki", "Brzydkie kaczątko".

Książka ma niestandardowy format dużego kwadratu (czego nie oddaje zdjęcie) i jest sztywnostronicowa. Ubranie Alicji nie nawiązuje do stroju wiktoriańskiego, przypomina raczej lata 50-te XX wieku. Treść jest bardzo okrojona, co nie dziwi przy założeniach wydawcy. Dziwią natomiast znaczne zmiany w treści:
- Alicja jest sama i czyta książkę (w oryginalnym nieskróconym tekście książkę czytała siostra Alicji, a dziewczynkę ona znudziła, bo nie było tam ilustracji i konwersacji);
- wpadając do króliczej nory dziewczynka spada w towarzystwie zegarów (ciekawe dlaczego, czyżby symbol cofania się w przeszłość lub w podświadomość zbiorową?);
- w norze stoi półmisek pełen ciasteczek (w oryginale było jedno ciastko i butelka z napojem, ponadto było wiadomo, czemu one służą, bo Alicja chciała przejść przez maleńkie drzwi do ogrodu zatem musiała zmniejszyć się, a potem zwiększyć, bo zapomniała klucza ze stolika);
- od razu po zjedzeniu ciastka Alicja znajduje się w ogrodzie i prowadzi dziecinny dialog z kwiatami (w oryginale rozmowa ta ma miejsce duuuuuuużo później i jest inna);
- pojawia się kot i życzliwie radzi Alicji, by szła prosto (w oryginale Kot z Cheshire; Alicja widzi go wcześniej w domu Księżnej; rozmowa ma zupełne inny charakter - kot jest bardziej filozoficznie niż życzliwie nastawiony);
- Alicja trafia na przyjęcie, od razu zostaje poinformowana, że jest ono nieurodzinowe, Marcowy Zając wypytuje ją czy ma dziś urodziny, a życzliwy Kapelusznik zaprasza ją do stołu (w oryginale nikt dziewczynkę nie zaprasza, a nawet wprost przeciwnie; Kapelusznik jest dla niej niemiły, toczy się bardzo długa rozmowa między 4 postaciami - oprócz Alicji w wymienionych dwóch jest też Suseł, którego w adaptacji brak);
- pojawia się Królowa Kier, która w pierwszym zdaniu mówi o karze dla dziewczynki (w oryginale chce ją ukarać najpierw za "krycie" służby malującej róże i potem podczas gry w krokieta; a są także chwile, gdy z nią miło konwersuje);
- dziewczynka zjada ciasteczko z przyjęcia, rośnie, wyrusza w drogę i wchodzi do drzewa - dzięki temu znajduje się z powrotem w swoim świecie (tutaj już mamy pomieszkanie z poplątaniem tego, co było w różnych miejscach książki - zainteresowanych odsyłam do oryginału :-) ).

Z ciekawostek wydawniczych - książka nie ma autora ani ilustratora (w każdym razie nie ma o nich wzmianki), ale za to ma tłumacza i redaktora :-)
Na plus zaliczę to ruchome koło z obrazkami, które faktycznie potrafi zainteresować małego czytelnika. Sprawdziłam :-)

czwartek, 16 stycznia 2014

Lekkość Topornego surrealizmu

Przyszedł czas na napisanie o nieco przewrotnym dziele inspirowanym przygodami Alicji w krainie dziwów. Autorem tej niezwykłej książki jest artysta (tak, tak!) literatury, autor i ilustrator, dramaturg, grafik, reżyser filmowy i aktor czyli człowiek renesansu - Roland Topor. Warto dodać, że jego rodzicami byli Żydzi pochodzący z Polski, a ojciec - znany rzeźbiarz, ukończył ASP w Warszawie. Sam Roland był członkiem tzw. Grupy Panicznej, do której należał również m. in. kontrowersyjny reżyser chilijski Alejandro Jodorowsky.  

A wspomniane wyżej dzieło Topora to:

Roland Topor
Alicja w Krainie Liter. O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie kartki
(Alice au pays des lettres)
przełożyła Agnieszka Taborska
ilustracje autora
W.A.B., Słowo / obraz terytoria, 2001 
ISBN 83-88221-63-9 
ISBN 83-88560-72-7



Książka zbudowana jest z dwóch części: pierwsza to Abecadło Topora, druga - O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie kartki. Najpierw zatem pisarz wprowadza nas w świat spersonifikowanych liter, takich jak widać na poniższych przykładach:




















a następnie wraz z Alicja wędrujemy do świata, w którego tworzeniu autor wykorzystał te litery:



Alicja po drugiej stronie kartki







Alicja "budzi się" gdy w policzek przyciśnięty do kartki "coś" ją łaskocze; po czym rusza w pogoń za winowajcą - literą A;












w pewnym momencie widzi dwa wstrętne babska - Gramatykę i Składnię, które dokonują sądu nad literami, u ich stóp skazane litery;







dziewczynka widzi też sztuczki akrobatyczne liter - tutaj "niech żyją konfitury".












Lektura przyjemna, miła i lekka. Warto dodać, że nie jest to utwór reprezentatywny dla stylu twórczości Topora - za mało tu, jak na niego, pure nonsensu i czarnego humoru, ocierającego się o makabrę.

Zachęcam do zapoznania się z całością powyższego dzieła oraz wszystkimi innymi utworami Topora oraz jego (momentami bardzo dosadnymi) rysunkami.