W poprzednim poście roztkliwiałam się nad słownictwem, teraz zajmę się przekładem - treścią, postaciami itd.
Ale najpierw mała dygresja. Naszła mnie refleksja dotycząca dzieci polskich emigrantów z ostatniego dziesięciolecia czyli dzieciaków urodzonych lub wychowywanych w UK, Irlandii, Kanadzie, Australii i USA. Ciekawa jestem, które z polskich tłumaczeń Alicji najbardziej będzie im się podobać, gdy będą już nieco większe, obyte w kulturze anglosaskiej i w obyczajach epoki wiktoriańskiej? Będą bowiem w komfortowej (w tym wypadku) sytuacji dwujęzyczności i dwukulturowości. Ciekawe które tłumaczenie by wybrały, gdyby zrobić taki eksperyment - czy bardziej spodobałaby się im wierność oryginałowi w przekładzie czy nawiązania do polskiej edukacji i rymowanek dziecięcych?
Wracajmy jednak do naszej Alinki:
Przyznać muszę, że, jak na pierwszy polski przekład, tłumaczka była bardzo pracowita i zaangażowana w pracę nad książką. Mnie oczywiście bardziej zainteresowały niedociągnięcia i odstępstwa, a wśród nich poniższe (wybaczcie mi skłonność do punktów i podpunktów):
- skróty - zwłaszcza w scenach dłuższych rozmów, np. rozmowa Alinki z kotem, rozmowa z gąsienicą (brak całego fragmentu z recytowaniem wiersza o starym ojcu Williamie) czy skrócenie opowieści susła o trzech siostrach podczas warjackiego podwieczorku; najbardziej jaskrawy przykład znaleźć możemy podczas rozmowy Alinki z gołębiem, gdzie Alinka ni z tego, ni z owego wyznaje, że lubi jajka (ominięto pytanie gołębia);
- wiersze (te, których nie pominięto) przełożone zostały w sposób oddający wiktoriańskie oryginały, ale tłumaczka rozminęła się z oryginałem w kwestii ilościowej: np. wiersz o krokodylu liczy sześć wersów zamiast oryginalnych ośmiu, piosenkę kapelusznika o nietoperzu zamieszczono w jednym (połączonym) fragmencie, zamiast - jak w oryginale - rozdzielić ją dialogiem kapelusznika i Alinki;
- w wierszach zaobserwować można także zmiany jakościowe, np. zamiast nietoperza w wierszu jest latawcze (nawiasem mówiąc świetny pomysł i nawiązanie do okoliczności powstania utworu, o czym w następnym poście) czy trzy małe siostrzyczki mieszkające na dnie źródła (!),
- inne zmiany: Alinka osiąga dziewięć (zamiast dziesięciu) cali po rozmowie z gołębiem, kadryl z homarami przetłumaczony został jako kontredans (podobnie jest u Marii Morawskiej) czyli popularny taniec angielskiego pochodzenia, który w połowie XIX wieku przekształcił się w kadryla (kadryl jest w oryginale Carrolla i u większości tłumaczy polskich),
- jednym z fragmentów wyraźnie odbiegających od oryginału jest rozmowa podczas wyścigu, kiedy mysz cytuje dla osuszenia fragmenty z podręcznika historii, w oryginale - historii Anglii, a tutaj mamy nawiązania do historii Polski, pojawiają się bowiem królowie Bolesław Śmiały i Władysław Herman oraz wojewoda Sieciech; kawałek dalej orlątko rzecze do dronta: "Mów po polsku" (w oryginale: "Speak English!").
- Alinka (u innych tłumaczy Alicja, zgodnie z oryginałem, tutaj zatem jest to jedyny wyjątek, o ile potraktujemy zdrobnienie Ala (w pierwszych 4 wydaniach z tłumaczeniem Marii Morawskiej) jako formę imienia Alicja,
- biały królik,
- Bibuś (jaszczurka),
- dront (wspomniany w poprzednim poście to nic innego, jak dodo; nazwa dodo używana jest w języku polskim zamiennie z dront dodo),
- gąsienica (rodzaju żeńskiego),
- księżna,
- kucharka,
- kot angorski = kot Angora,
- zając marcowy,
- kapelusznik = Kapelusznik,
- suseł,
- królowa,
- gryf,
- żółwiozwierz
itd.
Jak widać wyżej autorka przekładu konsekwentnie pisze nazwy postaci małą literą (wyjątek: nazwy własne - imiona i miejsce). Kapelusznik pisany wielką literą pojawia się tylko raz i raczej wygląda mi to na błąd redaktora książki. Intryguje mnie skąd wziął się kot angorski (poprawnie: Angora turecka) zamiast kota z Cheshire. Angora turecka wygląda tak:
Źródło zdjęcia: artykuł Angora turecka w Wikipedii
Piękny kot, najczęściej biały. Intrygujące są zwłaszcza oczy, które mogą być dwukolorowe (jak wyżej). Czyżby ta rasa była popularna (modna?) w czasach, gdy żyła tłumaczka?
Inną zagadką jest, wspomniany w tytule poprzedniego posta, dront. Jest to ni mniej, ni więcej dodo, w polskim nazewnictwie zamiennie zwany dront dodo - postać, którą spotykamy w kałuży łez i podczas suszenia się zwierząt i wyścigu. Postać dodo w książce to, nawiasem mówiąc, karykatura samego Lewisa Carrolla (Charlesa Lutwidge'a Dodgsona), który wymawiał swoje prawdziwe nazwisko (Dodgson) jąkając się, stąd podwójne "do".
Ostatnią ciekawą postacią, a raczej jej nazwą, skłaniającą nas do namysłu jest żółwiozwierz. Nazwa postaci sama w sobie ciekawa (w oryginale "Mock Turtle"), ale mnie zafrapował tym razem przypis, który brzmi następująco:
* "Cielę, tutaj nazwane żółwiozwierzem, ponieważ z główki cielęcia przyrządza się wykwintna zupa, która ma smak podobny do zupy z żółwia."
Tłumaczka chciała wyjaśnić, a zagmatwała. Martin Garden pisze w The Annotated Alice. Definitive Edition:
"Zupa z fałszywego żółwia jest imitacją zielonej zupy z żółwia i zazwyczaj przyrządzana jest z cielęciny. To wyjaśnia, dlaczego Tenniel narysował Nibyżółwia z głową, tylnymi kopytami i ogonem cielaka."
Nie wyjaśnia nam natomiast nic przyczyny, dla której Adela S. utożsamiła w przypisie cielę z carrollowskim Nibyżółwiem.